wtorek, 17 marca 2015

Dzień z książką. "Maminsynek" Natasza Socha Fragment trzeci.

Dzień z książką.
"Maminsynek" Natasza Socha
Fragment trzeci.
"Nie przewartościuję pewnych relacji. Moim zdaniem Matce należy się po prostu szacunek. Kiedy się urodziłem, postanowiła na jakiś czas nie wracać do dawnej, szczupłej sylwetki, tylko wykorzystać swoje ciało dla mojej wygody. Z fałd skóry stworzyła coś na kształt kieszeni, w której przyjemnie spędzałem czas, obserwując świat lub zasypiając, kołysany miarowym marszem. Kiedy miałem kilka miesięcy, ojciec wyprowadził się z domu. Matka chyba była mu wdzięczna za tą decyzję, bowiem nikt oprócz mnie nie był jej potrzebny do szczęścia. Ojciec wprawdzie nigdy nie żałował dnia, w którym doszło do poczęcia, choć szybko dotarło do niego, że jego rola skończyła się w momencie powstania zygoty. Kiedy Matka zorientowała się, że jest w ciąży, obudziła ojca w środku nocy i wypowiedziała jedno słowo: "Dziękuję".
Ojciec natychmiast zrozumiał, że owo 'dziękuję' ma podwójne znaczenie. Matka dziękowała nie tylko za ciążę, ale i dalsze wspólne życie. Mimo to podjął rozpaczliwą próbę stworzenia prawdziwej rodziny. Sam zbudował dla mnie kołyskę, sam ja pomalował, ozdabiając niebieskimi ptaszkami. Kupił mi pierwszą piłkę i pierwszą grzechotkę i robił co mógł, by załatwić zagraniczne kaszki o delikatnym posmaku owocu mango, o którym dawniej nikomu nawet się nie śniło. Kiedy matka była w ciąży, starał się być w ciąży razem z nią. Raz nawet zafundował sobie badanie brzucha, choć lekarz poradził mu dodatkowe badanie głowy."

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz